Woda wciąż była chlorowana i czysta, o dziwo, mimo tych kilkudziesięciu lat, w których się przenieśliśmy. Weszłam, omijając kasy i przebieralnie. Wyjęłam spod płaszcza kilka butelek i postawiłam na brzegu basenu. Zdjęłam płaszcz i rzuciłam na ziemię. Ściągnęłam także sweter, z czterema wielkimi rozdarciami na plecach, oraz koszulę, zostając w podkoszulku. Zdjęłam buty i rzuciłam obok reszty ubrań, po czym wskoczyłam do wody, nurkując. Jednocześnie przypomniałam sobie o spodniach i zaklęłam w myślach. No trudno, może znajdę jakieś inne szare w pensjonacie. Wynurzyłam się i podpłynęłam do brzegu. Przesunęłam dłonią nad kafelkami, tworząc kieliszek. Nalałam do niego wina i oparłam się plecami o ścianę basenu, pijąc. To jest, przeprowadzając degustację napojów alkoholowych. Przewróciłam oczami. Szkoda, że nie miałam metanolu. Miałam ochotę się otruć.