Wpadłam prosto na łeb do gabinetu. Warknęłam, kłapiąc szczękami, które miałam całe kilka centymetrów dłuższe, na kształt karykaturalnego pyska. Nogi mi się wydłużyły, zmieniły się w łapy wilka, tylko o wiele dłuższe. Wyrósł mi ogon, a ciuchy zmieniły się w krótkie szare futro. Wygięłam się najpierw w tył, potem w przód, kiedy kręgosłup łamał mi się i wyginał. Wydałam z siebie coś w rodzaju ryku, którego nie wydałoby ani zwierzę, ani człowiek. Przysiadłam, czy też raczej przykucnęłam pod drzwiami, skamląc.