Mało nie warknąłem. Nie ufałem ludziom, w końcu jak tu ufać gatunkowi, który bez żadnego powodu zabił całą moją rodzinę, znajomych, a w końcu grupę, którą utworzyliśmy i która miała przetrwać długie lata. Nie, nie gatunek, poprawiłem się w myśli, to była tylko banda głupich ludzi, ale my byliśmy kompletnie nieprzygotowani. Teraz, nawet gdyby jacyś ludzie nas napadli, dalibyśmy sobie z nimi radę. Teraz zawsze jesteśmy przygotowani... Rozmyślałem dalej, niemalże nie zauważając, że 'mówię', jakby nasza drużyna wciąż żyła. Z tego co wiedziałem, przeżyła tylko Jacqui. No, i ja. Otrząsnąłem się nieco i spojrzałem na Fon. Dużo czasu minęło, zanim jej w końcu... Zaufałem? W sumie, chyba nie można tego nazwać zaufaniem, a ona zdawała sobie z tego sprawę.