Przewróciłam oczami, mierząc jednocześnie faceta wzrokiem.
- Krasnoludki są niezwykle wdzięczne, panie Winiarzu. - przetaksowałam wzrokiem pustą butelkę. - Czyli co, to nie pan ją opróżnił, tylko wyprodukował, tak? Choć, w sumie, jedno nie wyklucza drugiego, nie? - znów na niego spojrzałam. Wyglądał dziwnie - no ale kto w tych czasach nie wyglądał. Co prawda Alice zabrała mnie gdzieś, co nazwała taflą (a czego oczywiście nie chciała mi wyjaśnić, ale przynajmniej nie zbyła mnie tym durnym "I tak nie zrozumiesz"), więc nie do końca byłam w domu, w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu, ale już dawno się nauczyłam, że im ludzie dziwniejsi, tym lepiej. Może nie zawsze, ale jednak. A facet wyglądał na kogoś godnego rozmowy. Trochę przypominał mi Voice'a, choć nie z wyglądu czy głosu, ale nie mogłam stwierdzić do końca dlaczego. Może to ten styl mówienia? Nie traktował mnie jak bezrozumnego bachora, tylko jak kogoś, z kim od biedy można pogadać, nawet o krasnoludkach. Ciekawe tylko ile miał lat.