15
« dnia: Styczeń 25, 2015, 12:13:19 »
Wszedł Carry. Miał skupiony wyraz twarzy i wpatrywał się z uporem w jeden punkt przed sobą. Na jego głowie dało się zauważyć coś jakby szklana miska z dziobem z przodu, na wysokości nosa, wtapiająca się z tyłu w czaszkę Carry'ego. Ściągnął płaszcz i szalik, rzucając je na ziemię, po czym rozdarł od dołu rękawy koszuli. Z ramion prostopadle do kości zaczęły mu wyrastać szklane wypustki, po chwili tak długie jak jego ręce, podobnie jak z przedramion. Po chwili między szklanymi kośćmi skrystalizowała się cienka błona. Carry zacisnął zęby i wygiął ramiona do tyłu. Rozległo się kilka chrupnięć, kiedy stawy i barki mężczyzny przemieściły się bliżej kręgosłupa. Kręgosłup wygiął mu się jak u ptaka, ciało wydłużyło i załamało. Jego tułów i nogi pokryły się szkłem. Na jego butach skrystalizowały się szpony. Szkło z klatki piersiowej połączyło się i stopiło z dziobem, który Carry na próbę otworzył i zamknął, wydając piskliwy zgrzyt. Wypustki po bokach szklanego łba zrobiły się czarne, na kształt oczu pterodaktyla. Carry, już w całości zamaskowany, machnął skrzydłami parę razy i odbił się. Wzleciał w górę i zaczął krążyć nad łąką.