Veri w pierwszej chwili nawet nie zauważył Voxa. Zresztą, nie zauważył nikogo. Był skoncentrowany jedynie na odzyskaniu samolotu, toteż otrzepał się, burknął coś pod adresem zniszczonej kurtki, przeszedł dwa kroki, po czym wrąbał się z całej siły w Voxa, zupełnie go nie widząc. Dopiero wtedy oprzytomniał i skupił wzrok na mężczyźnie.
- Co? - zamrugał, a obserwująca to wszystko Onyx tylko znów przewróciła czarnymi oczami. Stwierdziła, że nie będzie jeszcze się wtrącać. Da jeszcze Tigo czas.
- E... Nie. Niet. Tam jest... Znaczy, ja muszę, chwila, mogę...? Bo, tam... - plątał się Veri, jednocześnie wskazując na kłębowisko krzaków, gdzie znajdował się samolot, jak i obracając Voxem, by móc te chaszcze zobaczyć. W końcu wyminął go normalnie, po ludzku, i ruszył w kierunku zabawki, ale co jakiś czas odwracał się, jakby chciał sprawdzić, czy przypadkiem mężczyzny nie uraził. W ręce miętolił pilot od samolotu.