Czując, że dziewczyna lada moment zrobi face-plank na kafelki, wzmocniłem uścisk, Fon również. Z lekkim zaniepokojeniem spojrzałem po twarzach wszystkich, a zatrzymałem się na Jacqui. Moja twarz rozświetlił wielki uśmiech, jak rodem od Kota z Cheshire. No proszę, a jednak żyje. I do tego ranna. Ranna? Mój uśmiech nieco zbladł, ale tylko na chwilę. W końcu gdyby się tu nie znalazła, nie spotkalibyśmy się. Ale teraz nie było na to czasu. Zatargałem dziewczynę razem z Fonrar pod ścianę i położyłem ją na metalowym łóżku poplamionym krwią - które ktoś tu kiedyś zostawił - oczywiście na brzuchu. Fon podciągnęła rannej koszulę do góry, odsłaniając krwawe szramy od kryształowych szponów. Znów przeskoczyły niebieskie iskry.