Położyłem już obudzonego ptaka obok Loli i odszedłem kawałek. Jednym, mocnym ruchem skrzydeł, odbijając się równie mocno nogami, wzbiłem się w powietrze, by zaraz "biec" po drzewie. Kiedy byłem dostatecznie wysoko znów się odbiłem i, z pomocą skrzydeł, wylądowałem na drzewie oddalonym o kilkanaście metrów. Stanąłem na wąskiej gałęzi, przyglądając się z góry wilczycy. Zeskoczyłem z drzewa ze złożonymi skrzydłami, by rozłożyć je dopiero metr nad ziemią i unieść się nieco do góry, szybując tuż nad jakimiś krzakami. Machnąłem kilka razy skrzydłami, podnosząc się wyżej i przyspieszając. Manewrowałem zwinnie pomiędzy gałęziami drzew, niekiedy zaczepiając o nie tylko lotkami. Odleciałem trochę za daleko, więc zahamowałem tuż przed jakimś drzewem i odbiłem się od niego, zmieniając kierunek lotu. Wzbiłem się jeszcze wyżej, by zanurkować w dół i wylądować kilka metrów od Loli. Złożyłem skrzydła i z uśmiechem podszedłem do wilczycy.
-Dziękuję. - powiedziałem i kucnąłem.
-Muszę dbać, żeby mięśnie mi się nie zastały. - zaśmiałem się.