Wszedłem z zamiarem postrzelania z łuku dla ćwiczeń. Szybko nałożyłem strzałę na cięciwę i wycelowałem w odległe drzewo. Już miałem posłać bełt w upatrzone miejsce, kiedy coś we mnie uderzyło. Przywaliłem głową w pień, kaptur spadł mi z twarzy, a z tego, co mnie uderzyło, zdołałem zarejestrować tylko zielone cętki i czerwone oczy, zanim uciekło. Trudno, co będę się rozglądał za jakimś dziwadłem... Zacząłem szukać strzały, która wyrwała mi się spod palców, lecąc w zupełnie innym kierunku, niż zamierzałem. Polazłem przed siebie, przedzierając się przez gąszcza i zaglądając w krzaki, kiedy dojrzałem dwie osoby, jakieś dziesięć metrów ode mnie. Jedna z nich miała strzałę w plecach. Moją strzałę z zielonymi lotkami. Zakląłem bezgłośnie.