Gareth nie obserwował Josepha, przyglądał się czaszce, toteż nie widział jego reakcji na odgłosy walki. Sam Gareth nie zareagował natychmiast, po prostu przyjął to do wiadomości i obserwował jak potoczą się wypadki. Nie była to jego walka, więc po co miał się mieszać. Chłopak mógł być kimś więcej niż tym, na kogo wyglądał, a mógł i nie. Co za różnica. Różne rzeczy dzieją się w tym świecie i będą się dziać dalej. Jeden trup więcej tego nie zmieni. Po tych przemyśleniach, westchnął i wstał. Czaszka zniknęła. Gareth nie spuszczał wzroku z walczących. Żaden z nich nie pochodził z ojczystej planety Alice, więc nikt nie mógł mieć do niego pretensji, że nie pomógł.
Obok demona śmignęła nagle ruda plama. "Turysta" ruszył do ataku. Gareth prychnął. Co on - jakiś waleczny rycerz pędzący na pomoc uciśnionym? Cóż, będzie ciekawiej. Uśmiechnął się powoli, machając od niechcenia ogonem.
- Escaramuza, po co się wtrącasz? - zachichotał. - Nóg nie połam.
Stanął spokojnie w swobodnej pozie pod drzewem, by obserwować. To było to, co lubił robić najbardziej - wkurzać ludzi, a potem obserwować ich reakcje. Ewentualnie obserwować właśnie takie sytuacje jak ta.