Niedaleko przybysza zadrgało powietrze, po czym znieruchomiało. Wydawało się, że coś czujnie rozgląda się dookoła, po czym można było usłyszeć cichy chichot. Znikąd wyłoniła się nagle para szkarłatnych oczu, które wpatrzyły się w człowieka na koniu. Następnie pojawiła się reszta ciała wilka - bardzo chudego, dość drobnej budowy, do czekoladowej jedwabistej sierści oraz długich łapach i uszach. Gareth, wciąż uśmiechając się szeroko - nie mógł się nie uśmiechać, uśmiech miał wycięty na pysku - usiadł i ziewnął, otwierając pysk tak szeroko, jakby chciał złapać piłkę do rugby pionowo. Oblizał się powoli i rozejrzał, po czym majtnął ogonem tuż przy swojej szyi. Przysunął go sobie przed pysk i przyjrzał mu się. Końcem ogona trzymał przed sobą cienki złoty łańcuszek z zawieszonymi na nim różnorodnymi wisiorkami, wśród których była pięknie zdobiona maleńka fiolka, wypełniona rubinowym płynem, misternej roboty szafirowy klucz oraz jeszcze jeden klucz, właściwie kluczyk, mający ok. 3 cm długości, tym razem zrobiony z diamentu. Gareth przekrzywił łeb na bok, przypatrując się zawieszonemu na ogonie naszyjnikowi z uwagą, szczególnie kluczom. Wydawało się, że nie zwraca w ogóle uwagi na nowo przybyłego (ta, jakby sam nie pojawił się dopiro teraz...xD).