Wlecieliśmy. Sirfalas w najmniej oczekiwanym momencie puścił mnie, przez co zaryłam twarzą w piach. Po dość krótkiej chwili usłyszałam głuche łupnięcie i zduszone syki. Gdy udało mi się jakoś wstać, dojrzałam Dartimiena, duszącego się piachem. Pokręciłam głową, stawiając go na nogi.
- Pamiętaj, morze nie jest dla ciebie. Jak się w wodzie nie utopisz, to w piachu. - stwierdziłam dobitnie, lustrując otrzepującego się i plującego skrytobójcę. Rozejrzałam się, mrużąc oczy w słońcu. Jak na złość, Sirfalasa nigdzie nie było.
- Gdzież ta żmija... - mruknęłam.
- Wybacz, drobne kłopoty. - odpowiedział mi głos, który jakże dobrze znałam. Odwróciłam się w stronę morza. Spośród fal wychynęły dwie postaci, jedna zdecydowanie niższa od drugiej. Tą wyższą, a zarazem starszą od razu rozpoznałam.
- No hejooo. Mówiłam akurat o tej drugiej żmiji, ale wiesz, ciebie też zawsze miło widzieć. - Rzuciłam się na niego. - Jaaareeeth, a gdzieś ty był, kiedy cię potrzebowałam, neh?
Jareth skrzywił się i odsunął, tak więc po raz kolejny wylądowałam pyskiem w piachu.
- Nie no, co za życzliwość ludzka. Nie zna granic. - dźwignęłam się na łapy i również skrzywiłam, wydobywając z wody mokry kapelusz, zanim odpłynął z falami.
- Hm. Jak już mówiłem, drobne kłopoty.
- Jakież to znowu kłopoty, neh? Podwodną ''Biedronkę" zamknęli, neh?
- Co ty masz z tym neh? - Jareth poprawił sobie sterczące na wszystkie strony, jasne włosy i wskazał na złoty zegar, który ni stąd ni zowąd zawisł w powietrzu. - Mówisz to tak często.
- Lepiej to brzmiało po angielsku, ne... Znaczy... Yhm. - spiorunowałam go wzrokiem, czując, że moje węzły chłonne po prostu zapomniały jak to wymawiać, oczywiście za sprawą Jaretha. Gapiliśmy się na siebie wściekłym wzrokiem, kiedy dobiegł mnie czyjś śmiech. Z całą pewnością nie był Dartimiena. Ani Sirfalasa. A już na pewno nie Jareth'a czy mój. Spojrzałam za siebie przerażonym wzrokiem. Na piasku, jakiś kawałek od nas siedział po turecku Sirfalas, grając w naszą przerobioną 'ostatnią literę' z jakimś dzieckiem, którego na pierwszy rzut oka nie rozpoznałam. Po chwili mnie olśniło.
- To jest Jeffrey? - spojrzałam na Jareth'a ze zdumieniem. - Dawno go już nie widziałam... Ostatnio chyba jak miał rok, czy coś.
- Teraz ma osiem lat. Ehm... Tak jakby. - Jareth zmarszczył brwi.
- Tak jakby, mówisz... - mruknęłam.
- Jego rodzice nie żyją, przecież wiesz. A jego siostra zniknęła... Nie wiemy, czym tak dokładnie jest, ale nie starzeje się jak normalny człowiek. Rasa, czy jak to nazwać, ujawni się pewnie później. - Jareth zamrugał i zwrócił swoje widzace oko na mnie.
- Dartimien, dołączysz się? - dobiegło nas pytanie Sirfalasa, który, jak widać, już zjednał sobie Jeffrey'a.
- A czemu nie. Na czym skończyliście? - Dartimien przysiadł obok nich.
- Sindirisafahasal nie umie wymyślić potwora na 'r'. - Jeffrey przewrócił oczami.
- Hej, wcale tak nie powiedziałem. - zaoponował Sirfalas, również przewracając szkarłatnymi oczami.
- Sindi-co? - przerwał Dartimien.
- Moje imię. - zniecierpliwiony Sirfalas machnął dłonią. - No ale sam powiedz, ile znasz rodzajów potworów na 'r'.
- Dobra, nie wnikam... - mruknął skrytobójca. - A na 'r' jest moc potworów. Reghar, na przykład.
- To nie jest potwór, tylko rasa krasnoluda. - Jeffrey zaśmiał się i pokręcił głową.
- Jeden pies. - Dartimien wzruszył ramionami i również się uśmiechnął. - A jak nie, to jest też jakiś taki magiczny wół, Raa... Raa-cośtam.
Tymczasem ja z Jareth'em wymieniliśmy spojrzenia.
- Nieźle się dogadują. - mruknęłam z uznaniem.
- Jak to dzieci. - Jareth uśmiechnął się krzywo i jakoś tak wrednie.
- No wiesz... W gruncie rzeczy Sirfalas jest ode mnie starszy... To tylko Dartimien taki zdziecinniały, a ty, nasza Samaro, zgorzkniały jak nigdy.
Parsknął i wyszczerzył się.
- Jak nie jestem po wodą, robię się wredny.
- Zaiste. - zaśmiałam się.
- Niezły kapelusz. - odebrał mi melonik i włożył go, co nieco dziwnie kontrastowało z jego natapirowanymi włosami.
Usłyszałam głos Dartimiena.
- Hej, znalazłem twoją starą fotkę! - skrytobójca podsunął wygrzebane z którejś kieszeni zdjęcie pod nos Sirfalasa i Jeffrey'a, po czym spojrzał zza nich na Jareth'a.
- Samareth, wylizłeś na tym zdjęciu jak jakiś diabeł. - zaśmiał się.
- E tam, bardziej jakby ktoś chciał mu cyknąć fotkę z zaskoczenia, ale Jareth w porę to zauważył i to przez to ten taki sztuczny uśmiech. - mruknął Sirfalas.
- Jaki sztuczny, to sto procent naturalności. - zawołał Jareth i usiadł na brzegu, patrząc na horyzont. Przysiadłam obok niego. - I ten mój tron... Taki... Tronowaty.
- Heh. Ale jak tak myślę... "Lepsza matka przez pięć minut...". - parsknęłam, nie dokańczając zdania, po czym zabrałam mu melonik. - Mój!